PIERWSZA WYPRAWA DO STARSZYZNY MAJÓW W GWATEMALI I MEKSYKU

 

Ostatnio wróciłam z kilku tygodniowej wyprawy do Ameryki Południowej i Meksyku. Po udokumentowaniu swojej pracy w dziedzinie przybliżania ludziom PRAWDZIWEJ RACHUBY MAJÓW w moim "Centrum Wiedzy Majów" w Łodzi jak i w Polsce, a takze w wyniku korespondencji, która trwała przez prawie rok z żoną Największego Strażnika tej Wiedzy DONEM ALEJANDRO OXLAJ, zostałam zaproszona przez Nich do Gwatemalii i Meksyku wraz z grupką moich duchowych przyjaciół.
Bezpośrednie kilkudniowe spotkanie z Donem Alejandro, jego żoną Elizabeth, jak i członkami Starszyzny Majów jest uwieńczeniem mojej konsekwentnej, nieulęknionej pracy. Uważam,  że w obecnym świecie "wyścigu szczurów", nieskażoną Wiedzę można otrzymać bezpośrednio u jej Żródła.  Gdzież mogłam dotknąć Jej bardziej niż u Dona Alejandro? Głowy Starszyzny Majów, Ojca Duchowego obu Ameryk, zasiadajacego od 08.08.2008r. w Parlamencie Gwatemali, na co cały świat duchowy czekał od ponad 500 lat! 

 

Mimo,  że wiele podróżowałam po świecie, tę podróż uznaję jako WYPRAWĘ DUCHOWĄ MOJEGO ŻYCIA.

Z wieloma przesiadkami lotniczymi, przemierzając kawał świata dotarliśmy do małego lotniska w dżungli na wyspie Flores. Tam odebrała nas żona Dona Alejandro wraz z Przedstawicielem Starszyzny (zdjęcie grupowe). Stamtąd busem 2 godziny jechaliśmy głębiej w dżunglę do Tikal- starożytnego potężnego niegdyś miasta Majów. Nie spiesząc się, w swoim rytmie mogliśmy odczuwać Energię Piramidy Słońca i Księżyca. Piramidy te majestatycznie wyrastają wręcz z serca dżungli. Wstrząsnęło nami....
Pobyt w tak soczystej pięknej dzikiej Przyrodzie jest niesamowity. Jakże różnią sie jej odgłosy nocą a dniem... tam spotkaliśmy pierwszy raz pająka Tarantullę- piękna ogromna puszysta...po przełamaniu lęku głaskaliśmy ją... Tam skakały nad naszymi głowami małpy wydajac głośne okrzyki zaciekawienia...Wiele zadziwiających i pięknych spotkań w Świecie Natury. Jaka piękna jest Matka Ziemia , a co człowiek w zamian Jej czyni?... 

Z Tikal Elizabeth i Starszy zabrali nas na lotnisko skąd udaliśmy się do Gwatemala - City- wielomilionowego miasta. Stamtąd busem do Antiqua. Miasteczko jest położone w górach Gwatemalii, okolone wulkanami, z czego dwa są czynne i dość często razem z lawą wyrzucają sporo dymu. Właśnie na jeden z nich liczący niecałe 3000 metrów wysokości wspinaliśmy się. Część drogi na koniach, wąziutkimi serpentynami przez dolne partie zbocza, porośniętego dżunglą, miejscami nad przepaściami. Czasem pionowo w górę lub pionowo w dół. Czasem koń skręcał pod kątem prostym. Trzeba było uważać na konary, gałęzie, które czasem "biły" po twarzy... zakrywałam wtedy oczy i pytałam siebie "gdzie ja się pcham, czy nie zwariowałam podejmując taką decyzję?"
ALE WARTO BYŁO.
W pewnym momencie wspinaczki, odsłonił się przed nami widok dość pionowej ściany czynnego wulkanu Pacaya, na szczyt, którego zmierzaliśmy od kilku godzin. Zastygła lawa w różnych niezwykłych formach, odcieniach szarości, grafitu, dawała zupełnie księżycowy krajobraz. Nieziemski. Niezapomniany.
Na małym ostatnim już płaskowyżu zostawiliśmy konie. Dalej musieliśmy wspinać się sami. Rozrzedzone powietrze, silne wiatry, okalające nas góry tonące w chmurach zapierały oddech, napawając nas wolnością, przestrzenią, ale i respektem przed surowościa, tajemnicą NIEZNANEGO.
Na szczycie wulkanu wypływa od dawien dawna żywa rozżarzona lawa. Przyszliśmy pokłonić się Sercu Matki Ziemi i Duchowi Ognia. Aby tam dotrzeć trzeba było pokonać własne ograniczenia. Pokonać Siebie.  

Nie do opisania jest uczucie dotarcia na szczyt wulkanu Pacaya...
Być na wyciagnięcie ręki od czerwonej żywej płynącej lawy... Gdzie jej żar topił podeszwy naszych butów, wiatry smagały nasze twarze, dając wrażenie zdmuchnięcia nas z tego szczytu... Świadomość, że stoimy na rozżarzonej lawie pod zastygłą jej częścią, ze szczelin, której przedostają się płomyki ognia,  było ekstremalnym przeżyciem... Wracaliśmy szybko, ponieważ zmierzch tutaj zapada niemal w jednej chwili, a mieliśmy przed sobą kawał drogi przez odludną dżunglę.
Umorusani, szczęśliwi, choć trochę spóźnieni, wróciliśmy do naszego hoteliku na spotkanie z Donem Alejandro, Elizabeth i Przedstawicielem Starszyzny. Nie było czasu na przebranie się, lecz zabiły nasze serca mocniej, kiedy ujrzeliśmy Ich pełnych Miłości, wyrozumiałości i akceptacji.
Powitałam Dona Alejandro w imieniu grupy w umorusanym i już nie białym ubraniu. Ale jakie to miało znaczenie wobec pięknego pokłonu Matce Ziemi... wobec tej Wszechogarniającej Miłości...
W ten wieczór dostaliśmy pierwszy, wspaniały, wzruszający i bezcenny wykład. Padło wiele miłych wartościowych słów na nasz temat.
Byliśmy z Papą prawie trzy dni.  Z WIELKIM CZŁOWIEKIEM małego wzrostu, ale z WIELKIM SERCEM...
Każdy z nas otrzymał indywidualną sesję z Nim: Czytanie Wyroczni lub Astrologię Majów czyli odczyt indywidualnego Drzewa Życia, lub Uzdrawianie. Jestem szczęściarą, bo podarowali mi wszystkie trzy.
Tym samym pogłębiła się moja wiedza odczytywania Indywidualnego Drzewa Życia człowieka, co ma ogromne znaczenie w mojej pracy.
Trudno było się żegnać z Papą, tym bardziej, że uznał nas za swoją Rodzinę.
Byliśmy PIERWSZYMI PRZEDSTAWICIELAMI PRASŁOWIAN, ze Swetowidem, bursztynami, liśćmi polskich drzew w prezencie dla NICH. Przez drogę porozumienia jednakowych dźwięków strun naszych serc staliśmy się JEDNĄ RODZINĄ... Otrzymałam oficjalną zgodę i Błogosławieństwo Papy i Starszyzny Rdzennych Majów na wydanie po raz PIERWSZY w EUROPIE PRAWDZIWEGO KALENDARZA MAJÓW, który otrzymałam od Nich.  Jest trochę zmian w kalendarzu Callemana, co sprostuję w tej edycji.  Poza tym  jest wyraźne POTWIERDZENIE OSOBISTE DONA ALEJANDRO i STARSZYZNY, że kalendarz ARGUELLESSA NIE JEST KALENDARZEM MAJÓW. Kto chce więcej dowiedzieć się na ten temat zapraszam na warsztaty, które prowadzę w różnych miastach Polski.

Po tych kilku niezwykłych, baśniowych, głębokich dniach ze smutkiem rozstawaliśmy się z Papą, który wracał do swojej Wielkiej Pracy dla Planety, a my z Elizabeth i Starszym  (równie cudownymi) wyruszyliśmy dalej, na niezwykłe spotkania, przygody, po Wiedzę... ale o tym napiszę za jakiś czas...
Teraz systematyzuję jeszcze i układam w całość unikalną Wiedzę, którą przywiozłam z samego Źródła, aby móc się Nią dzielić z zainteresowanymi...  

Z Miłością i Ciepłem gwatemalskiego Słońca
Beata Ohryzko  



Następna część relacji z wyprawy dostępna tutaj

Powrót do strony Podróże

zaloguj